The Pillow Book / Peter Greenaway
fot. Monica Silvestre

Polecać, czy nie polecać? Polecę.

Lubisz filmy o wyrafinowanej, zaplanowanej zemście? Masz sentyment do „Oldboya”, czy „Parasite”? W nieco mniej tarantinowskich klimatach, ale jednak, „The Pillow Book”, wpisuje się w tę estetykę.
Opowieść jest długa i nasycona erotyzmem, choć, oczywiście, zaczyna się sielankowo obrazem małej dziewczynki, której tata w dniu urodzin pisze na twarzy, aby zapewnić córce szczęśliwe życie. Jednocześnie ciotka czyta jej „listę rzeczy pięknych”, autorstwa żyjącej prawie 1000 lat wcześniej damy dworu Sei Shōnagon. Przeżycie jest na tyle silne, że tęsknota za nim będzie dla małej Nagiko siłą popychającą ją naprzód aż do końca historii.
Beztroskie dzieciństwo w Kyoto kończy się, kiedy Nagiko odkrywa, że jej ojciec-pisarz jest wykorzystywany przez swojego wydawcę Yaji-sana. Ten sam wydawca jest przyczyną szybkiego i tragicznego końca małżeństwa Nagiko, która na tle swego płonącego domu porzuca rodzinne miasto i ucieka do Hong Kongu. W nowym kraju w wyniku ciężkiej pracy i zbiegu okoliczności bohaterka zostaje modelką. Nieszczęśliwą. Od momentu kiedy opuściła Japonię poszukuje idealnego kochanka, który byłby jednocześnie wspaniałym kaligrafem. Ale te dwie cechy zdają się, niestety, wykluczać.

Wtedy na scenę wkracza Jerome – władający kilkoma językami obcokrajowiec. W tej roli jeszcze nieopierzony, ale już rozebrany do rosołu Evan McGregor. Jest on dla Nagiko ogromnym rozczarowaniem. W łóżku radzi sobie świetnie, ale bazgrze tak, że aż serce pęka. Te skrajne emocje napędzają dynamikę relacji Nagiko i Jerome’a (który w międzyczasie, oczywiście, też nawiązuje romans z paskudnym wydawcą. #hetoo), co doprowadza do momentu kulminacyjnego – para postanawia, że Nagiko będzie pisać swoją książkę na ciele Jerome’a, a ten będzie ją dostarczać wydawcy, ukrywając informacje o autorze. Wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie fakt, że Jerome zabawił u wydawcy o wiele dłużej, niż spodziewała się tego Nagiko. Co ona odebrała jako zdradę. Następne rozdziały dostarczała więc wydawcy na kolejnych – mniej lub bardziej apetycznych męskich ciałach. To z kolei doprowadziło Jerome’a do takiego obłędu, że postanowił sfingować samobójstwo w mieszkaniu Nagiko. Ale za bardzo się postarał. Znalazłszy ciało ukochanego Nagiko zrozumiała, że był miłością jej życia, co – oczywiście – dolało oliwy do ognia jej nienawiści do wydawcy. Kolejny rozdział przekazała Yaji-sanowi na martwym ciele ich wspólnego kochanka. I tutaj następuje iście azjatycka wolta – wydawca rozkazuje zdjąć skórę i zamieniać ją w książkę. Dziewczyna szaleje z oburzenia, żąda zwrotu książki. Jednocześnie wciąż prowadzi grę z wydawcą podsyłając mu kolejne rozdziały. Aż do ostatniego, w którym zdradza, kim jest i wymusza zwrot książki. Zwróciwszy ją wydawca ginie od precyzyjnego, powolnego podcięcia gardła.

Oto – w dużym skrócie – oś fabularna. Oczywiście, jest ona nasycona symboliką i wieloma motywami domykającymi całość. Miejscami jest wzruszająco, miejscami ckliwie, miejscami obrzydliwie. Scena sporządzania książki ze skóry Jerome’a może wywołać poruszenie w żołądku (mniej więcej na poziomie „Psa Andaluzyjskiego” Luisa Buñuela), ale do cholery! Spójrzcie na tę kaligrafię…

W tworzenie oprawy kaligraficznej zaangażowani zostali: Yukki Yaura (kaligrafia japońska) i Brody Neuenschwander (kaligrafia łacińska). Litery w filmie pojawiają się nie tylko na ciałach aktorów, są też elementem wystroju i pojawiają się w przestrzeniach miedzy obrazami. To one generują klimat filmu, są obiektem konfliktu i namiętności. I to one zapadają w pamięć.
Ja ze względu na nie obejrzałam do końca. Szymon zasnął przed połową.

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments