Jak pisanie, kaligrafia i samotność głaszczą Twój mózg i co to oznacza.
„Natalia, a czemu Ty się nad tym męczysz tyle godzin, skoro teraz wydrukować można przecież wszystko?” zapytał mnie Tomek, kiedy powiedziałam mu, że wypisanie jednego kaligrafowanego oficjalnego dokumentu zajmuje mi w najlepszym razie kilkanaście godzin. I wiem, że jego pytanie było podyktowane troską. O mój kręgosłup i mój wolny czas na spotkania ze znajomymi. W tym na spotkania z nim właśnie.
Odpowiedź jest bajecznie prosta i taka sama, jak na pytania: „A dlaczego wybranie odpowiedniego odcienia szarości ściany do salonu potrafi zająć niektórym kilkanaście dni?”, „ A dlaczego wybór drewna, z którego powstanie parkiet w tym samym salonie, stanowi czasem powód do zastanowienia się nad przyszłością związku osób, które ten parkiet będą wydeptywać?” – dlatego, że chcemy, aby nasze życie było wyjątkowe. A szczegóły naprawdę mają znaczenie.
Tomek nie wydawał się przekonany, ale nie rozwijaliśmy tematu. On wie swoje. Ja wiem swoje.
Gdyby jednak chciał się wdać w dyskusję powiedziałabym mu, że już samo odręczne pisanie ma na nas niesamowicie dobry wpływ.
Dowiedziono, że aktywuje ono te ośrodki w mózgu, które są pobudzone podczas medytacji. Stąd popularna niegdyś terapia leczenia traum poprzez pisanie o swoich uczuciach i emocjach, co według psychologów pozwala je uporządkować. A dodatkowo gryzmolenie w dzienniku:
– obniża stres,
– zapobiega nastrojom depresyjnym,
– poprawia zdolności obronne organizmu.
Co więcej, podczas pisania odręcznego, czyli de facto komponowania znaków z poszczególnych elementów, które wymagają od nas opanowania i każdorazowego odtwarzania określonej sekwencji ruchów, wykorzystywane są zupełnie inne połączenia nerwowe (i generalnie o wiele więcej tych połączeń), niż w przypadku wystukiwania liter na klawiaturze. Podczas tego procesu pobudzeniu ulegają ośrodki odpowiedzialne za emocje. Można zatem wysnuć przypuszczenie, że pisanie piórem wspiera rozwój naszej inteligencji emocjonalnej.
Odręczne pisanie aktywuje również te ośrodki w mózgu, które odpowiadają za przetwarzanie i zapamiętywanie nowych informacji, czyli sprawiają, że szybciej się uczymy. Studenci, którzy notują ręcznie radzą sobie lepiej od tych, którzy sporządzają notatki z zajęć na laptopach, mimo, że nie są w stanie zapisać w tym samym czasie tyle samo treści.
Dlaczego więc osiągają lepsze wyniki?
Paradoksalnie, właśnie dlatego.
Studenci, piszący odręcznie, wiedzą, że nie będą w stanie zanotować w czasie rzeczywistym wszystkich słów wypowiedzianych przez wykładowcę, dlatego już w momencie notowania dokonują analizy i syntezy treści oraz wstępnego wnioskowania. Praktyka ta nie tylko rozwija umiejętność logicznego myślenia, ale również poszerza słownictwo i pogłębia intuicję semantyczną.
Kiedy musimy non-stop dokonywać szybkich wyborów, co do zasadności użycia danego słowa stajemy się bardziej wrażliwi na niuanse znaczeniowe. Jesteśmy bardziej precyzyjni językowo i lepiej rozumiani.
Ma to również pozytywny wpływ na naszą pamięć.
Kolejną zaletą pisania odręcznego (w tym także, oczywiście, kaligrafii) jest to, że wymusza na nas zwolnienie tempa. To chyba jedna z najbardziej slowlifeowej pasji, nie sądzisz?
A jedną z najwspanialszych cech zwolnienia tempa życia jest to, że powoduje ono eksplozję kreatywności. Ale o tym za moment.
Teraz skupmy się na zaletach kaligrafii. Ponieważ – w odróżnieniu od samego procesu pisania, które samo w sobie jest super, kaligrafia łączy jeszcze dodatkowo elementy wykształcenia estetycznego, zupełnie pomijanego przez współczesny system szkolnictwa.
Rozpoczęcie nauki kaligrafii jest trochę jak przejście na drugą stronę mocy. Kiedy zaczynasz uczyć się reguł, rządzących budową krojów liter i poznajesz podstawy dobrej kompozycji tekstu, zaczynasz zauważać różnicę pomiędzy patrzeć a widzieć. Kaligrafia jest jak soczewka, przez którą patrzysz na świat. Dostrzegasz detale, które wcześniej nie zwracały Twojej uwagi. Inaczej patrzysz na szyldy, logotypy, a nawet tablice z nazwami miast, mijanych podczas wakacyjnych wyjazdów. I soczewki tej nigdy już nie zdejmiesz. No way.
Kaligrafia ma też bardzo fajne przełożenie na komfort naszego życia:
– uczy nas umiejętności dłuższej koncentracji (czasem nawet dzwoniący telefon nie będzie w stanie oderwać Cię od kreślenia skomplikowanej floratury)
– stajemy się bardziej precyzyjni
– ponieważ pisanie to określone sekwencje ruchów, które muszą wejść nam w krew podczas ćwiczeń, rozwija się nasza pamięć motoryczna, co powoduje powstawanie nowych połączeń nerwowych, czyli – jednym słowem – stajemy się bardziej twórczy.
Kaligrafia nie tylko sprawia, że potrafimy się skoncentrować (co samo w sobie jest wymierającą umiejętnością w dzisiejszym świecie), ale dodatkowo ta nasza koncentracja jest bardzo głęboka. Autentyczna i autorefleksyjna. Podczas pisania, nie tylko kontrolujemy swoje ciało (niektórzy nawet oddech), ale również narzędzie, którym piszemy i w konsekwencji linię, którą prowadzimy oraz kompozycję tworzonego bloku tekstu. To naprawdę nieporównywalne z niczym uczucie.
Jeżeli ktoś sądzi, że ten ostatni akapit to lekko nawiedzony bełkot zapraszam na warsztaty kaligrafii. Satysfakcja z pełnej kontroli nad linią to uczucie, na które trzeba zapracować i które pamięta się długo.
Jeszcze jedną – absolutnie ukochaną przeze mnie – cechą kaligrafii jest to, że zmusza nas do samotności.
Wprowadzenie się w stan głębokiej koncentracji to proces. Wymaga określonych, przewidywalnych warunków. Nawet jeśli podczas pisania słuchasz głośnej muzyki lub radia, aby pogrążyć się na dobre w pracy musisz mieć głębokie poczucie samotności, oddzielenia. To Ty tworzysz swój mikrowszechświat, w którym działasz i nikt nie ma do niego prawa wstępu.
Okazuje się, że samotność zaczęła w ostatnim czasie być doceniana przez naukowców. Fantastycznie!
Kaligrafowie doceniali ją od stuleci.
Co takiego jest w samotności, że ma na nas dobry wpływ?
Dystans pozwala na koncentrację na sobie. Pomaga nam oddzielić się od czynników, które na nas wpływają i obiektywniej je ocenić. Dzięki temu wraca nasza wewnętrzna harmonia i równowaga. Jesteśmy odporniejsi na toksycznych ludzi i cały kontekst, w którym żyjemy. Potrafimy też spojrzeć na siebie samych z dystansu, co w połączeniu z codziennym (odręcznym) pisaniem dziennika czyni nas praktycznie niezniszczalnymi 😉
A teraz coś dla artystycznych dusz. Samotność (a także nuda) pobudza naszą kreatywność. Kiedy nasz umysł nie jest zaangażowany w żadne rozmowy, czaty i odhaczanie kolejnych pozycji na „to do list” może działać zupełnie swobodnie. I właśnie w ten sposób – nie do końca przez nas uświadomiony – powstają nasze najlepsze pomysły i przełomowe idee. Podobny wpływ na naszą kreatywność ma sen. To wtedy uruchamiają się te wszystkie nowe połączenia neuronowe, które zbudowaliśmy godzinami ćwicząc kształty liter naszego ukochanego pisma. Im więcej tworzysz, tym więcej będziesz w stanie stworzyć.
Jest jednak jeden warunek, aby samotność mogła być dla nas rozwijająca. Warunkiem tym jest jej dobrowolność. Musimy w każdej chwili czuć, że samotność jest naszym wyborem. W przeciwnym wypadku, zamieni się ona w więzienie. Oczywiście, zdarzały się w historii osoby, które swoje najsłynniejsze dzieła stworzyły w zamknięciu, ale ich skutki są najoględniej mówiąc – kontrowersyjne.
Kontrolowana samotność natomiast potrafi czynić cuda.
Dlatego, jeśli ktoś mówi mi, że „fajne te litery, ale tak właściwie to ile to zajmuje czasu”, uśmiecham się, bo mam już do tego naprawdę duży dystans.
Pisząc ten artykuł korzystałam z tekstów:
„Bring Back Handwriting: It’s Good for Your Brain” by Markham Heid
„Three Ways That Handwriting With A Pen Positively Affects Your Brain” by Nancy Olson
„JOMO!” by Anil Dash
“When loneliness is a choice of ell-being”
„The rebirth of calligraphy: beautiful handwriting that makes our body and mind healthy and relaxed”