Księgi Kaukazu

Realizowałam ostatnio bardzo fajne zlecenie. Projekt napisu tytułowego do komiksu wydawanego przez Europejskie Centrum Bajki im. Koziołka Matołka w Pacanowie. Już sam zamawiający jest spoko. Wiadomo, kto nie chciałby pracować dla Koziołka Matołka?
I do tego jeszcze temat. Gruzja. Komiks jest poświęcony podróżom Koziołka po tym kraju. To był drugi argument, żeby podjąć wyzwanie. Mimo morderczego deadline’u.
Litery miały nawiązywać do kultury Gruzji. Cudownie! Po przekopaniu się przez kilkadziesiąt manuskryptów miałam już o co się zahaczyć i mogłam chwycić za ołówek. Powstały dwie wersje napisu – jeden bardziej nawiązujący do wspaniale szalonych liter alfabetu gruzińskiego. Drugi – łatwiejszy do przeczytania. Szczególnie dla dzieci. Współpracownicy Koziołka wybrali drugi, uwzględniając target komiksu, czyli osoby do około 10 roku życia.

Projekt ten wiązał się dla mnie również z super intensywną podróżą w czasie (i trochę przestrzeni – zupełnie jak u Koziołka w tej publikacji) do czasów, kiedy miałam niewątpliwą przyjemność podróżowania do Gruzji jako tłumacz polsko-rosyjski. To był totalnie zwariowany czas, w którym bardzo ciężka praca i nie mniej szalone tempo imprez sprawiało, że miałam wrażenie, że żyję na 200 procent. Świetna sprawa, ale chyba cieszę się, że to już za mną, bo jestem na to zdecydowanie za stara.

Ale wracając do Gruzji. Zleconko od Koziołka sprawiło, że pokopałam trochę w dziennikach i zdjęciach i przypomniałam sobie moją ówczesną fascynację kulturą, kuchnią i językiem gruzińskim. Te litery to zupełnie inny kosmos.

Język gruziński, czyli język kartwelski wraz z językami swańskim, mergelskim oraz lazyjskim tworzy południowokaukaską rodzinę językową. To nie jedyna grupa językowa używana na Kaukazie, ale jest ona zdecydowanie najpowszechniejsza.
Język gruziński zapisywany jest alfabetem gruzińskim, który pochodzi najprawdopodobniej od spółgłoskowego pisma syryjskiego. Najstarsze odnalezione zabytki gruzińskie datuje się na  V wiek. Badacze utrzymują jednak, że pierwszy alfabet języka gruzińskiego został stworzony najpóźniej na przełomie IV i III w. p. n. e. Nieźle, prawda? Pomyśl sobie, co w tamtych czasach działo się na naszych ziemiach…

Najlepsze jednak dopiero przed nami.
Pismo gruzińskie to trzy pisma alfabetyczne, służące do zapisywania języka gruzińskiego oraz kilku innych języków z rodziny kartwelskiej. Uznaje się, że podstawę do jego stworzenia dał alfabet syryjski lub alfabet grecki (co można uzasadnić tworzeniem go w celu propagowania chrześcijaństwa). Geneza znaków nie jest jednak potwierdzona.
Alfabet gruziński posiada trzy kroje pisma, dość różniące się od siebie. Są to:

asomtavruli („majuskuła”), zwany też mrgwlowani („zaokrąglony”),

National Centre of Manuscripts, Public domain, via Wikimedia Commons

nuskhuri („minuskuła”) określany niekiedy jako chucuri („kościelny”),

By Mikael Modrekili – National Centre of Manuscripts, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=42678292

mkhedruli („rycerski”)

National Centre of Manuscripts, Public domain, via Wikimedia Commons

Najstarsze zabytki zapisane alfabetem gruzińskim, te pochodzące z V w. n.e., zapisane są w asomtavruli.  Datowane na ok. 430 rok, znajdują się kościele niedaleko Betlejem na Pustyni Judzkiej. Kawałek drogi od Gruzji jednak… Uznawane powszechnie za najstarsze inskrypcje na terenie Gruzji znajdują się w katedrze Sioni w Bolnisi. Obecnie jest używana forma alfabetu zwana mkhedruli, stworzona w X w., która ostatecznie wyparła pozostałe kroje w XVIII w. Współczesny alfabet gruziński ma 33 litery i jest alfabetem fonemicznym (czyli takim, w którym jednej głosce odpowiada jedna litera). Zapis biegnie zawsze od strony lewej do prawej. Nie są rozróżniane wielkie i małe litery. Jaka oszczędność czasu przy nauce kaligrafii, prawda?
W 2016 roku żywa kultura trzech systemów pisma gruzińskiego alfabetu została wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO.

Kolekcja manuskryptów gruzińskich zgromadzona w Narodowym Centrum Manuskryptów w Tbilisi zawiera 75 000 kart z okresu V-XIX wieku. Powstawały one na o wiele większym obszarze, niż współczesna Gruzja. Gruzińscy mnisi do X wieku byli już dobrze ulokowani w Jerozolimie i na Górze Synaj oraz Górze Atos. Świadczą o tym kolofony i notatki na marginesach ksiąg.

https://oktopi.pl/slownik-kaligrafia-kolofon/

Generalnie myśląc o kolofonie, często zakładamy, że jest to wpis na końcu manuskryptu identyfikujący autora lub donatora i przemycający informację o okolicznościach powstania. W manuskryptach gruzińskich kolofony, dopisywane stopniowo przez kolejne osoby, budują często odrębną narrację – historię księgi. Jej powstania, podróży, przekazywania kolejnym klasztorom, renowacji. Tradycja uzupełniania metryczki księgi na jej kartach przetrwała co najmniej do 1975 roku, kiedy to Davit Pipia umieścił kolofon na kilku stronach Laxamula Gospels, czyli ewangeliarza pochodząceg z XII wieku. Jak widać, Gruzini mają o wiele bardziej pragmatyczne podejście do starych ksiąg, niż my. W niektórych księgach trafiają się nawet fragmenty, które badacze określają jako „ćwiczenia” minchów, czyli regularne wprawki. I to nie na wolnych stronach na końcu księgi. Tylko wewnątrz. Po prostu na marginesach dzieła. To naprawdę fascynujący aspekt dla badaczy piśmiennictwa.

Od rozmyślań o Gruzji tylko krok do rozmyślań o Armenii, czyli kraju tłumaczy i strażników ksiąg. Ormianie, jako naród zajmujący terytoria, które przez milenia stanowiły pole walki otaczających ich mocarstw nie mogą czuć się szczególnie rozpieszczanymi przez los. Co chwila hordy ze wschodu i hordy z zachodu pustoszyły ich kraj. Armenia od kiedy zaczęła istnieć musiała wciąż walczyć o swoje przetrwanie. Niesamowite jest to, że te skrajnie nieprzyjazne warunki nie zabiły w Ormianach największej narodowej pasji, jaką od wieków są księgi. Ich gromadzenie, tłumaczenie i przede wszystkim czytanie.

Można powiedzieć, że księgi stanowią podstawę tego etnosu. Towarzyszą one Ormianom od początku ich chrześcijańskiej tożsamości. Wszystkie księgi Biblii zostały przetłumaczone na ormiański już w V w. Ryszard Kapuściński w „Imperium” pisał o autorach przekładów zwanych Świętymi Tłumaczami (od V w. zalicza się ich w poczet świętych Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego). A pisał tak: „Już w  VI wieku przetłumaczyli na ormiański całego Arystotelesa. Do X wieku przetłumaczyli większość filozofów greckich i rzymskich, setki tytułów literatury antycznej. Ormianie mają otwartą, chłonną umysłowość. Tłumaczyli wszystko, co było pod ręką. (…) Wiele dzieł starożytnej literatury ocalało dla kultury światowej tylko dzięki temu, że zachowały się one w ormiańskich przekładach. Kopiści rzucali się na każdą nowość i od razu brali ją na pulpit. Kiedy Arabowie podbili Armenię, przetłumaczyli całych Arabów. Kiedy najechali na Armenię Persowie, przetłumaczyli Persów! Byli w sporach z Bizancjum, ale co się tam ukazało na rynku, też brali i tłumaczyli”.

Wyjątkowa cześć dla piśmiennictwa była widoczna u Ormian już w starożytności. W ormiańskim panteonie przed chrześcijańskim Bogiem figurowało bóstwo imieniem Tir, który był patronem piśmiennictwa oraz sekretarzem głównego panteonu pogańskiego Ormian.

Według kolofonu w jednym z XIII-wiecznych manuskryptów, żeby osiągnąć życie wieczne, Ormianie powinni spełniać dobre uczynki. Trzy najważniejsze z nich to zbudowanie kościoła, zrobienie krzyża albo stworzenie rękopisu.

Najstarszym zachowanym zabytkiem piśmiennictwa ormiańskiego jest tekst, który pochodzi z V wieku, ale został odczytany w X-wiecznym Ewangeliarzu Sanasarian. To palimpsest, czyli tekst napisany na karcie, z której starto tekst wcześniejszy. Pergamin był bardzo kosztownym materiałem. Posiadacze starych pergaminowych ksiąg, których tekst czy styl pisma w owym czasie był niezrozumiały, wykorzystywali je ponownie. Ścierano poprzedni tekst i w jego miejsce pisany był nowy. To stąd w ewangeliarzu z dziesiątego wieku fragmenty tekstu z wieku V. Najstarszym zachowanym w całości ormiańskim rękopisem jest pochodzący z VII w. ewangeliarz Matki Katolikosa. To w jego obecności przysięgę składają prezydenci Armenii obejmując urząd.

Naród, który co i rusz traci swoje państwo, potrzebuje symbolu, idei, która go konstytuuje. Dla Ormian są to księgi. Stanowią one największe bogactwo ich kultury. Powstanie i przetrwanie wielu z nich zostało okupione krwią. Dosłownie. W momencie prześladowań Ormianie wiedzieli dobrze, jak je ukryć. To była ich święta misja. Podczas prześladowań uciekali w góry i lub do innych krajów zawsze zabierając z sobą księgi. Czasem dzielono je na dwie części, które jechały w dwie przeciwne strony świata. Jedna z teorii mówi, że powodem była chęć ocalenia każdej księgi, choćby nie w całości. Inna głosi bardziej pragmatyczną tezę – księgi były bardzo ciężkie, a Ormianie mieli ich tysiące. Każdy musiał włączyć się w ich ratowanie. Aby nie narazić żadnego dzieła dzielono je na lżejsze, a przez to łatwiejsze do transportu fragmenty. Wiele z tych manuskryptów ocalało dlatego, że ktoś zapłacił za nie życiem. Część z nich ukrywano latami. Były takie, które schowano w ziemi, inne w jaskiniach czy szczelinach skał. Jednak odnalezienie ich nie przysporzyło kłopotu, bo wiedza o miejscu ukrycia przekazywana była z pokolenia na pokolenie. Moment, w którym dwie połówki jednej księgi zostają połączone po dziesięcioleciach spędzonych w różnych stronach to dla Ormian największe święto. Są takie, które wciąż czekają na ten dzień.

Prawdziwym miejscem kultu tego narodu jest monumentalny budynek, u stoków jednego ze wzgórz Erewania. Wejścia do niego strzeże ogromna brama. Podobno przetrwałaby atak jądrowy. W tym miejscu Ormianie przechowują swój największy skarb.

Zgromadzili tam ponad 17 tys. manuskryptów, ksiąg i starodruków. Budynek mieści kompleks Instytutu Matenadaran i nosi imię świętego Mesropa Masztoca, twórcy ormiańskiego alfabetu. Biblioteka ukryta w skałach obejmuje niemal każdą dziedzinę ormiańskiej nauki, kultury starożytnej oraz średniowiecznej – historię, geografię, filozofię, gramatykę, prawo, medycynę, matematykę, literaturę. Znajdują się w niej rękopisy w języku arabskim, perskim, greckim, syryjskim, łacińskim, indyjskim czy japońskim.

Naprawdę, nie mogę się doczekać ich digitalizacji.

Nie mogę się też doczekać, kiedy po raz kolejny obejrzę film „Barwy granatu” Siergieja Paradżanowa. To film, który pierwszy raz obejrzałam na studiach w ramach przedmiotu „Kino radzieckie”, który znalazł sobie w mojej głowie miejsce i przypomina o sobie co jakiś czas. (Po ponad dziesięciu latach pamiętam, że zajęcia były zawsze we wtorek po południu i zawsze cudowne – wszystko dzięki super charyzmatycznej – wtedy – doktor Joannie Wojnickiej). Abstrahując już od absolutnie oryginalnej estetyki tego filmu, w której symbolizm ociera się o surrealizm (Siergiej Paradżanow to taki trochę Dali sowieckiej kinematografii troszkę jakby spowinowacony z Bohumilem Hrabalem. Do tego głęboko nieszczęśliwy i prześladowany przez władze radzieckie twórca. Co absolutnie nie zabiło jego fenomenalnego stylu, bycia, życia i twórczości. Czekam aż wreszcie ktoś opisze wpływ jego filmów na styl Wesa Andersona). Ale zostawiając dr Wojnicką, Paradżanowa, Hrabala i Andersona, a wracając do „Barw granatu”, czyli historii XVIII-wiecznego ormiańskiego poety Harutiuna Sajadiana, znanego również jako Sajat-Nowa. Nawet jeśli konwencja filmu wyda Ci się trudna obejrzyj przynajmniej fragment z księgami. Według mnie nie ma piękniejszej sceny niż ta, kiedy mały chłopiec rozkłada na dachu świątyni przemoczone księgi, aby wiatr wertując ratował je przed zniszczeniem.

Chcesz zobaczyć strony Narodowego Centrum Manuskryptów w Tbilisi i erewańskiego Instytutu Matenadaran? Przygotuj się na bardzo ubogo tłumaczone angielskie wersje ich serwisów. Przy odrobinie szczęścia, klikając w nieczytelne dla nas odsyłacze dokopiesz się do skarbów. Powodzenia!

5 1 vote
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Joanna
Joanna
2 lat temu

Super artykuł!