Writing & Illuminating & Lettering / Edward Johnston – recenzja książki

To nie jest lekka książka.
To nie jest lekturka do przewertowania w dwa popołudnia.
Ta książka wystarczy Ci na lata.

Jest gęsta i napisana językiem z początków XX wieku, który nieco już odbiega od codziennego. Wymaga skupienia, wymaga czasu. Raczej nie sprawdzi się jako książka do hali odlotów, sprawdzi się natomiast w momencie, kiedy huraganowy front atmosferyczny, zamieć śnieżna, albo czterdziestostopniowe upały odetną Cię od świata i sprawią, że usiądziesz na tyłku na kilka godzin. Albo dni. Wtedy tak. To jest czas dla tej książki.

Od pierwszego zdania autor nie pozostawia nam złudzeń – kaligrafia to nie jakieś fanaberie dla zmanierowanych panien. Sztuka tworzenia liter (czy to pisanych, czy drukowanych) to rzemiosło w najlepszym znaczeniu tego słowa i jako takie wymaga badań oraz eksperymentów. Johnston był radyklany w swoich poglądach i niestrudzony w praktyce.
A zapowiadało się, że zostanie lekarzem…

Urodził się w 1872 r. w Urugwaju w rodzinie wojskowego. Jako dziecko przeniósł się z rodzicami do Anglii, gdzie odebrał staranne domowe wykształcenie, dzięki któremu dostał się na wydział medyczny Uniwersytetu w Edynburgu. Porzucił jednak przyszłość lekarską i w 1898 roku przeniósł się do Londynu, gdzie rozpoczął studia nad średniowiecznymi manuskryptami w British Library. Rok później zaproponowano mu prowadzenie zajęć z kaligrafii i liternictwa na London Central School of Arts and Crafts, gdzie pracował do 1913 r. W tym okresie nauczał również w Royal College of Art in London. Środowisko artystyczne tamtych czasów skupiało się wokół Williama Morrisa, jednego ze współtwórców ruchu Arts & Crafts. Nie było więc możliwości, żeby i Johnston w pewnym momencie się z nim nie zetknął. Spotkanie to było dla niego ważne, bowiem Morris zwrócił jego uwagę na pewne kwestie związane z manuskryptami, co bez wątpienia miało wpływ na zainteresowanie Johnstona dawnymi narzędziami pisarskimi, takimi jak gęsie pióro i trzcina. Dorobek Edwarda Johnstona w dziedzinie kaligrafii, liternictwa i iluminacji był na tyle imponujący, a teorie, które propagował na tyle odkrywcze i świeże, że nazwano go prekursorem współczesnego kaligraficznego odrodzenia w Wielkiej Brytanii. To dzięki niemu na Wyspach zapomniana sztuka kaligrafii została odgruzowana, odkurzona i wypolerowana tak, że jej blask przyciągał i przyciąga wzrok do dzisiaj.

I mowa tutaj nie tylko o manuskryptach, ale także o literach, które funkcjonują w szeroko rozumianej sferze publicznej – wysoka jakość liternictwa brytyjskiego przykuwa naszą uwagę na każdym kroku. Wystarczy przejść się ulicami Londynu – napisy na budynkach użyteczności publicznej, pomnikach, ba! – nawet w metrze, to zazwyczaj porządnie zaprojektowane kawałki sztuki użytkowej. Btw, litery dla londyńskiego metra w swoim czasie zaprojektował nie kto inny, jak właśnie Edward Johnston.
W swoim nauczaniu podkreślał on fakt, że zasady dotyczące kaligrafii i druku są współzależne (teraz zwraca nam na to uwagę znakomity kaligrafii norweski – Christopher Haanes, historia kołem się toczy). Nie dziwi więc fakt, że jego uczniowie stali się później niezwykle prominentnymi kaligrafiami, nauczycielami i twórcami czcionek. Najsłynniejsi z nich to: Eric Gill, Anna Simons, Thomas James Cobden-Sanderson, Dorothy Bishop Mahoney, Percy Smith i Irene Wellington, która kontynuowała pracę dydaktyczną Johnstona w Royal College of Art po jego śmierci w 1944.

Niezwykła rola dobrego rzemiosła podkreślana jest już od pierwszych stron książki – jeszcze w notce edytorskiej. Ta myśl powraca niemal na każdej stronie. Rzemiosło jest tutaj mocno powiązane z designem (postrzeganym w tamtych czasach bardziej jako wizualna strona dzieła niż – tak jak rozumiemy go obecnie – jako połączenie cech wizualnych z użytecznością) i nie może bez niego istnieć. Dobry design z kolei jest wyznacznikiem wysokiej jakości. Rzemiosło bez dobrego designu jest nieatrakcyjne, design bez dobrego rzemiosła staje się oderwany od rzeczywistości. Dlatego też Johnston twierdzi, że idealnie byłoby, gdyby osoby posiadające wykształcenie w danej dziedzinie twórczości zajmowały się nią również w praktyce.

Kiedy czytam ten fragment książki zawsze w pierwszej kolejności myślę o rodzinie Bensonów – wyśmienitych, po prostu niesamowitych, twórców napisów kutych w kamieniu.

O Bensonach możesz poczytać troszkę w mojej recenzji książki „The Eternal Letter”, no i oczywiście w samej książce (choć zdobycie jej nie jest takie łatwe…)

Możesz też posłuchać jednego z najwspanialszych wywiadów, jaki miałam przyjemność obejrzeć. Jest to wywiad z Nickiem Bensonem, czyli właścicielem w trzecim pokoleniu pracowni John Stevens Shop.

Naprawdę warto.

Nie marudź, kliknij:
https://www.jamestownartcenter.org/events-past/nick-benson

Ale wracając do książki, kiedy ją czytasz zaczynasz zwracać uwagę na rzeczy, które dotąd były pewne, powstawały niejako automatycznie. Zwracasz uwagę na relację linii do linii, litery do litery, słowa do reszty tekstu, bloku tekstu do strony / ilustracji itd… Twoje spektrum postrzegania tekstu zmienia się. Ucząc się kolejnych krojów zaczynasz dostrzegać wpływ narzędzia na efekt końcowy i doceniać go. Oraz – w dalszej perspektywie – twórczo wykorzystywać na potrzeby swoich prac.

Jeśli chodzi o sam proces nauki Johnston podkreśla jak ważne jest studiowanie kolejnych krojów pism zgodnie z historią ich powstawania. (Żałuję bardzo, że książka nie wpadła mi w ręce zanim pierwszy raz zanurzyłam stalówkę w atramencie.) Sugeruje również, aby nie poprzestawać na kaligrafii, a od liter przechodzić do nauki tworzenia inicjałów i iluminacji.

Kolejne rozdziały opisują jak poznawać narzędzia, metody i kroje, jakie są podstawy dobrego literniczego designu. Jest też moja ulubiona część na temat inskrypcji rzymskich, iluminatorstwa i złoceń. Czyli „mały” niezbędnik dla każdego, kto już wyszedł poza fazę zabawy literami.

Autor podkreśla stanowczo rolę 3 najważniejszych elementów tworzenia liter (są to: czytelność, piękno i charakter) przekonując, że ich pozorna oczywistość to tak naprawdę wyzwanie na całe życie dla osoby piszącej (i tworzącej litery innymi technikami). Przestrzega również przed brakiem czujności – otoczeni słabym liternictwem na co dzień nie potrafimy często na pierwszy rzut oka odróżnić dobrego literowego rzemiosła od marnej amatorszczyzny. Dlatego tak ważny jest kontakt ze wspaniałymi przykładami tego rzemiosła. I praktyka. Jak twierdzi Johnston zasady to tylko wskazówki. Metody są wynikiem użycia określonych narzędzi (w kaligrafii jak w żadnej innej dziedzinie widoczny jest wpływ użytego narzędzia na efekt końcowy), zatem naszym niezbędnym wyposażeniem są dobre wzorce, jakościowe narzędzia i jak pisze autor „dobra wola”. Jest on również wielkim zwolennikiem nauki polegającej na tworzeniu skończonych dzieł. Nie chodzi więc o to, aby latami doskonalić warsztat poprzez wprawki, chodzi o to, aby używać zdobytej wiedzy i umiejętności do tworzenia pięknych przedmiotów. Nauka rzemiosła to nauka podejmowania designerskich decyzji, rozwiązywania problemów, szukania kompromisu miedzy piękną formą i użytecznością. Tworząc przedmioty, teksty służące czemuś uczymy się o wiele więcej, niż podczas pisania choćby tysięcy rzędów idealnych liter. To naprawdę ważna lekcja.

Nie chcę zanadto spoilerować (jeśli ciekawią Cię szczegóły a nie masz dostępu do książki – możesz do mnie napisać ;), ale autor wymienia i szczegółowo opisuje jakie cechy są wyznacznikami dobrego liternictwa. Sporo miejsca poświęca też na kwestie związane ze stosowaniem różnych sposobów aranżacji tekstu, marginesów, interlinii. Omawia wpływ modyfikacji tych elementów na sposób odbioru tekstu.

Podsumowując, książka zbiera wszystkie podstawowe (i przez „podstawowe” rozumiem tutaj nie pejoratywne: „dla początkujących”, ale raczej: „stanowiące fundament”) zagadnienia związane z tworzeniem liter. Jest idealna i dla osoby, która jeszcze na dobra sprawę nie zaczęła swojej przygody z literami (o ile będzie w stanie przez nią przebrnąć – jest naprawdę gęsta), i dla tych, którzy już zaczęli. Układa w głowie najważniejsze rzeczy w cudownie usystematyzowany sposób.

A swoją drogą ciekawe, że u nas określenia „rzemieślnik” używa się bardzo często w kontekście pejoratywnym (chyba wynika to ze wspomnianej przez Johnstona przewagi liternictwa niskiej jakości w naszym codziennym życiu). Istnieje jakoś w naszej podświadomości opozycja artysta vs. rzemieślnik. Może przyszła pora na dokonanie małego przewartościowania? Szczególnie, że w dzisiejszych czasach coraz mniej potrafimy zrobić własnymi rękami. Dobre rzemiosło powinno wreszcie zostać docenione.
Prawda?

Książka w języku angielskim.

PS. W książce znalazłam najcudowniejszą metaforę na temat manuskryptów, jaką znam. Otóż autor porównuje piękne iluminacje ukryte w stojących na półkach książkach, których grzbiety nawet nie sugerują jakie skarby są w nich ukryte, z japońskimi duchami domowymi, które zazwyczaj nie dają o sobie znać. Od czasu do czasu jednak ujawniają się. Piękne, prawda?
To jest właśnie to uczucie, które mam, kiedy stoję sobie przed regałami British Library, a czasem nawet przed moim regałem z książkami do kaligrafii, komiksami i powieściami graficznymi. Cieszę się, że ktoś zdołał tak pięknie je opisać.

0 0 votes
Oceń artykuł
Subskrybuj
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] Writing & Illuminating & Lettering / Edward Johnston – recenzja książki […]