Nie zastanawiałam się długo, czy ją kupić.
Nie jest tajemnicą moja skłonność do kompulsywnego kupowania książek. Szczególnie o literach. Szczególnie o kapitale rzymskiej.
I naprawdę dobrze zrobiłam. Książka jest zbiorem tekstów (eseje, wspomnienia, recenzje i nawet jeden wywiad), ukazujących zawiłą historię nie tyle rozwoju, co raczej kolejnych odrodzeń, najpiękniejszego pisma jakie stworzyła kultura łacinska. Kapitała rzymska, obecna w kulturze europejskiej już ponad 20 wieków jest jak puls tej kultury. Jej dyskretna obecność daje nam poczucie ciągłości tradycji, do której staramy się dołożyć swoją cegiełkę.
Ale bez obaw, otwarcie tej książki bardziej przypomina wejście do czytelniczego rollercoastera niż mozolne przebijanie się przez kolejne strony hermetycznych rozpraw naukowych o historii pisma.
Poza niezwykłymi tekstami nasyconymi faktami i świetnymi historiami książka jest znakomicie opracowana pod kątem treści wizualnych. Każde zagadnienie omówione w tekstach jest świetnie zobrazowane ilustracjami. Jest też masa zdjęć biograficznych, więc każdą postać, o której czytasz, możesz sobie również zobaczyć na fotografii. Dla wzrokowców – idealna sprawa.
Książkę otwiera obszerny tekst redaktora publikacji, czyli Paula Shawa, na temat zmiennych kolei losu kapitały rzymskiej na przestrzeni wieków. Od jej początków i czasów wielkiej świetności mniej więcej w pierwszym wieku naszej ery. Później wymienione są kolejne odrodzenia. Pierwsze – w VIII, kolejne – powrót do rzymskich wzorców spowodowany wielką restauracją Rzymu z inicjatywy papieża Sykstusa V (w XVI wieku). Następnie czasy poszukiwania geometrycznej zasady tworzenia idealnych liter kapitały przez artystów renesansowych i barokowych (należeli do nich m.in. Albrecht Durer, Bartolomeo Sanvito i Giovanni Francesco Cresci). Kapitała nie przestawała fascynować artystów europejskich od samego początku jej powstania. Przeczytasz tutaj sporo o kapitalnych ciekawostkach, np. o przekształceniach, którym trzeba było poddać litery, jeśli chciało się je umieścić wewnątrz kopuły Bazyliki świętego Pawła, tak, aby patrzący z dołu widział je w idealnych proporcjach.
Kolejnym ważnym momentem w historii tego pisma stało się wynalezienie druku. Wtedy za badania nad kapitałą zabrali się twórcy czcionek. Poszukiwali matematycznych wyznaczników idealnie harmonijnych antycznych liter. Prace te trwały aż do XX wieku. Wszystkie wyprowadzone matematycznie alfabety różniły się jednak od ikonicznego wzorca (czyli tekstu wykutego w bazie Kolumny Trajana w Rzymie, która przez dużą cześć artystów literników i kaligrafów uznawana jest za doskonały przykład liter kapitały). Wersje liter zaprojektowanych przez poszczególnych projektantów różniły się także między sobą, co było najlepszym dowodem tego, że żadna metoda geometryczna nie zbliżyła się jeszcze do odkrycia sekretu piękna kapitały rzymskiej.
Jedną z osób, które poświęciły znaczną część swojego życia i pracy na rozgryzienie zagadki proporcji kapitały był Frederic W. Goudy. Poza stworzeniem około setki krojów pisma (w tym znane nam wszystkim Hadriano, Goudy Oldstyle i Forum), Goudy oddał się badaniom nad literami z Kolumny Trajana. Dopiero jakiś czas później prawdziwy gwiazdor badań nad kapitałą – wielebny Edward Catich (który – swoją drogą – miał trochę na pieńku z Watykanem) wkroczył na scenę. Udało mu się odpowiedzieć na 2 kluczowe pytania: pierwsze – skąd wzięły się błędy w opracowaniu Goudiego (pracował on na kopii napisu przechowywanej w Muzeum Viktorii i Alberta w Londynie) i drugie – dlaczego żaden badacz, próbujący znaleźć geometryczne reguły opisujące ten krój nie mógł odnieść sukcesu. W dwudziestym wieku wielu badaczy wydeptywało kamienie wokół kolumny Trajana rozmyślając i robiąc kopie tych najbardziej tajemniczych liter. Jednak to Catichowi udało się odkryć sekret. Wysnuł on tezę, że kształty liter, zwężenia i charakterystyczne szeryfy są bezpośrednią pochodną właściwości narzędzia, którym przed wykuciem malowane były na kamieniu litery. Był to płaski pędzel. To od jego elastyczności i siły nacisku zależała szerokość linii. Zatem proporcje liter nie były czysto geometryczne, wynikały z organicznej natury włosia używanego do produkcji pędzli oraz wprawnej ręki niewolnika piszącego tekst.
Tajemnica liter została wreszcie odkryta. Po ponad dwudziestu wiekach.
W książce znajduje się też cudowna opowieść o znajomości Caticha z drugim pasjonatem kapitały – Lloydem J. Reynoldsem, a którą najlepiej ukazuje znajdujący się w książce fragment listu Caticha. Opisuje w nim stres, jaki przeżywał kiedy dzień przed wykładem o kapitale w Chicago w jego pracowni wybuchł pożar, a on sam został poparzony. Wykład poprowadził więc z zabandażowanymi rękami (proste…), co spowodowało, że nie był zadowolony z poziomu demonstracji kucia liter w kamieniu. Mimo wszystko jednak wykład „został dobrze przyjęty” i jeszcze przez prawie godzinę odpowiadał na pytania gości.
To z kolei potwierdza moją teorię na temat ogólnej zajebistości osób kochających kapitałę.
W książce nie zabrakło też miejsca na opisanie i pokazanie wpływu jaki kapitała rzymska wywarła na inne alfabety – cyrylicę i alfabet grecki.
Opisane są też dokonania typografów i artystów plastyków (dla przykładu twórców plakatów i obwolut książek), którzy inspirowali się i nawiązywali do kapitały. Nazwiska takie jak Herman Zapf, Walter Kaech, Jan Van Krimpen i Eric Gill po prostu nie mogły nie znaleźć się w tej książce. Tak samo jak zdjęcia księży na drabinach, kamieni z inskrypcjami przy Via Appia i plakatu filmu Titanic.
Nie sposób wymienić wszystkich badaczy, drukarzy, artystów, typografów i kaligrafów, których nazwiska padają w książce. Wspaniale jest czytać o tym, jak ich losy przecinały się i zataczały pętle czasowe, jak dokonania jednych powracały w późniejszych epokach.
Osobny mikrorozdział poświęcony został Johnowi Stevensowi i jego książce: Scribe: Artist of the Written Word. Nie ma wątpliwości, że nikt spośród współczesnych kaligrafów nie zasługuje na niego bardziej niż on. Abstrahując od całego brokatu, którym Paul Shaw posypuje Stevensa (zasłużenie), znajduje się tam również opis cudownej sytuacji, kiedy praca Johna Stevensa została odrzucona przez jury konkursu Calligraphy in the Graphic Arts, zorganizowanego przez Society of Scribes, Ltd. ponieważ poziom pracy skłonił sędziów do założenia, że nie została ona wykaligrafowana lecz narysowana. Bardzo przyjemnym detalem jest to, że mimo iż wszystkie tytuły podrozdziałów zostały wydrukowane (oczywiście fontem Adobe Trajan), jedynie rozdział poświęcony Stevensowi rozpoczyna tytuł pisany literami imitującymi jego prace pisane kapitałą. Oczywiście płaskim pędzlem. Litery te sam autor zdigitalizował, opracował i wypuścił w świat jako autorski font.
Kolejne mikrorozdziały pokazują również następną (r)ewolucję w historii kapitały rzymskiej, a mianowicie moment, kiedy otworzył się przed nią świat pikseli i krzywych Béziera. Firma Adobe od lat 80. przyciągała wciąż nowych artystów, by tworzyć cyfrowe wersje znakomitych, ugruntowanych już w historii drukarstwa krojów. Oraz całkiem nowych. Często inspirowanych wzorcami antycznymi. Udało im się również stworzyć font wzorowany na tradycji badań Caticha – czyli Adobe Trajan.
Może trochę (ale nie bardzo) zaskakujące jest, że chyba najsłynniejszy zakład kamieniarski w Stanach – John Stevens Shop (nie mylić z Johnem Stevensem – kaligrafem), praktycznie nie korzysta z ogólnodostępnych zasobów Adobe. Zakład działa nieprzerwanie 1705 roku i prowadzony był najpierw przez rodzinę Stevensów, a później (aż do dziś) przez rodzinę Bensonów. Wywiad z Johnem Everettem Bensonem i jego synem Nickiem to mega wciągająca opowieść o prowadzeniu rodzinnej pracowni przez rzemieślników ligi światowej, którzy naprawdę kochają to, co robią i świadomie rozwijają swoje rzemiosło. Litery dla każdego nowego projektu są opracowywane najpierw ręcznie, bez korzystania z fontów stworzonych dla tekstów wyświetlanych na ekranach i tych drukowanych w małych rozmiarach. Litery kute przez Bensonów opracowywane są tak, aby wyglądały optymalnie właśnie w dużych rozmiarach, na projektach wielkowymiarowych, monumentach i budynkach.
Wywiad z Bensonami to jeden ze zdecydowanie najciekawszych fragmentów książki. A może myślę tak dlatego, że od lat śledzę Nicka Bensona na Instagramie i mimo tego, że nigdy nie miałam przyjemności poznać go osobiście czuję się mocno zżyta z całą jego rodziną. Anyway, przeczytać warto…
Warto też dotrzeć do końca książki, aby zobaczyć, jak Adobe Trajan poradziło sobie w Hollywood.
Oraz przeczytać o tym, że tytuł kochanego i znienawidzonego Titanica, dopiero na plakatach po Oskarowych nominacjach zaczęto drukować używając Trajana. Czy to zwiększyło jego szanse?
Kto wie…?
Podsumowując, jeśli szukasz książki, która będzie trochę podręcznikiem do poznania kapitały rzymskiej i która pomoże Ci opanować ten krój to nie jest to ta książka. Sugeruję Ci raczej poszukać kursu lub warsztatów kaligrafii dedykowanych temu krojowi.
Jeżeli jednak należysz do osób, którym od widoku pięknej kapitały rzymskiej robi się jakoś tak lepiej, koniecznie ją przeczytaj. Jest ona skonstruowana na zasadzie kolejnych zbliżeń lupy do ogromnej i wielowątkowej historii (r)ewolucji, jakie to pismo przechodzi od ponad dwudziestu wieków.
A jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o kapitale rzymskiej przeczytaj artykuł:
Chcesz zobaczyć dorobek życia E. Caticha? Masz wielkie szczęście. Został on ostatnio zdigitalizowany i umieszczony na stronie St. Ambrose University. Użyj poniższego linku i zobacz jakie skarby miał w swojej pracowni:
[…] THE ETERNAL LETTER. TWO MILLENNIA OF THE CLASSICAL ROMAN CAPITAL – recenzja książki […]
[…] THE ETERNAL LETTER. TWO MILLENNIA OF THE CLASSICAL ROMAN CAPITAL – recenzja książki […]